Nepalskie smaczki, mniam …

W końcu i u nas nastała wiosna!

W Nepalu to czas kwitnienia rododendronów. Gdy choć raz doświadczy się nepalskiej wiosny i podczas kwietniowego lub majowego trekku w rejonie Annapurny wejdzie w ukwiecony rododendronowy las, trudno pozostać obojętnym na jej piękno, tym bardziej pozbyć się z pamięci jej obrazu. W MIEJSCACH jesteśmy otwarte, wręcz pazerne na piękne obrazy, co więcej hołubimy je i strzeżemy jak skarbu. A co jakiś czas wracamy w Himalaje, żeby odświeżyć wspomnienia. Niech goszczą w nas jak najdłużej.

W zeszłym i bieżącym roku, w tych dziwnym pandemicznym latach 2020 i 2021, mało kto miał szanse wybrać się w podróż do Nepalu. Ja próbowałam. Skrupulatnie zaplanowałam rodzinną wyprawę do Katmandu na maj tego roku. Gdy dzień wyjazdu był już bardzo blisko (na dwa dni przed wylotem!)  Nepal odgórną decyzją władz z powodu nagłego wzrostu liczby zachorowań został zamknięty na cztery spusty. Zarządzono ostry lockdown więżąc ludzi na całe dnie w domach, patrole wojskowe i policyjne wysłano na puste ulice, praktycznie zamknięto lotnisko, odwołano wszystkie loty, w tym nasz. Nie pozostało nam nic innego jak cieszyć się majem w Warszawie. I wspierać naszych nepalskich przyjaciół na odległość, przy okazji planując wyjazd na jesieni i każdego dnia rozbudzając apetyt na wyczekiwane spotkanie.

Nie potrafię jednak przestać myśleć o Nepalu. Medialny przekaz prezentuje sytuację jako wręcz katastrofalną, wciąż jest mowa o dużej zaraźliwości wirusem w kontraście do małej ilości tlenu, łóżek szpitalnych i medyków. Kontakt z nepalskimi przyjaciółmi przynosi jednak odrobinę spokoju. Każda rozmowa jest pełna emocji i raczej kojących wieści, i każda bez wyjątku kończy się wymianą wrażeń po obejrzeniu kolejnego serialu na Netflixie. Ostatnio na tapecie był „Wąż”, historia seryjnego mordercy, który w latach 70tych truł hipisów błąkających się po Bangkoku i na Freak Street w Katmandu. Co śmieszne on – Charles Sobhraj – również doświadcza pandemii i wręcz podwójnego, niezwykle rygorystycznego lockdownu w Nepalu, bo od 2004 roku odsiaduje wyrok dożywotniego pozbawienia wolności w stołecznym więzieniu.

Polecam Wam ten serial. To ciekawa i straszna historia o nieciekawym i strasznym człowieku. Co więcej historia prawdziwa. Również dlatego, że jest tam kilka pięknych himalajskich widoków, kilka ujęć ulicy w Katmandu, może z dwie sceny kręcone w świątyni i w pałacu żywej boginki, a w czołówce w szybkiej migawce dosłownie na ułamek sekundy pojawia się twarz Kumari. Ot, kilka nepalskich smaczków. Zawsze, nie tylko w czasach pandemii, ale teraz chyba szczególnie, trzeba się cieszyć małymi rzeczami.

Poza „Wężęm” polecam Waszej uwadze również krótką radiową rozmowę o Nepalu. Na szczęście nie ma w niej słowa o mordach Sobhraja, jest za to radość z sukcesu Nepalczyków po tegorocznym,  zimowym i historycznym zdobyciu K2. Kilka słów o nepalskich społecznościach górskich, nie tylko o Szerpach; również o kobietach wykonujących zawód przewodniczek i tragarek w Himalajach.
Kolejnych kilka nepalskich smaczków. A smakować trzeba powoli i do syta.

Za rozmowę dziękuję Iwonie Demskiej z Radia Gdańsk. Link do naszej rozmowy poniżej:

Szerpowie – kim są i jak żyją.

A na koniec chcę ofiarować Wam bukiet czerwonych rododendronów. Najlepiej przyjąć go z rąk nepalskiego młodzieńca o zalotnym spojrzeniu. Jak na zamieszczonym obrazku.
I każdego dnia pielęgnować w sobie apetyt na nepalskie spotkanie. Może kolejnej ukwieconej wiosny?!

Pozdrawiam,
Iwona Szelezińska