Indyjskie święto Holi. Powitajmy wiosnę kolorem!

Steve McCurry
foto: Steve McCurry
źródło: www.stevemccurry.com

 

Na ulicach tłum. Kolorowy tłum świętujący nadejście wiosny. Tłum dziki, rozbrykany, nad którym nikt nie sprawuje kontroli i choć uzbrojony, to całkowicie niegroźny, bo amunicją jest kolor. Drobny proszek w wielu ognistych barwach, którymi podczas święta Holi spływają indyjskie ulice. Proszek do posypywania się nawzajem w symbolicznym geście pożegnania zimy, rozkładu i śmierci, z modlitwą o płodność, urodzaj i życie. Hinduski festiwal barw to tryumf dobra nad złem, życia nad śmiercią, radości nad smutkiem i odrętwieniem tego świata. Rokrocznie Indie ruszają do zabawy. Przebierając w odcieniach oczekują wybuchu kolorów natury, malują świat radością.

Na przełomie lutego i marca, w tak zwanym miesiącu phalguna, dzień po pełni księżyca Indie żegnają zimę świętem Holi. W różnych regionach Indii Holi obchodzi się trochę inaczej, lecz wszędzie bez wyjątku to święto radości, oznaczające tęsknie wyczekiwane nadejście wiosny. Na północy Indii, gdzie obchodzone jest nieco huczniej, Holi poświęcone jest Krisznie, na południu – Kamie. Obaj to hinduscy bogowie miłości. Właśnie dla nich tego dnia na ulicach indyjskich miast i wsi rozgrywa się istna wojna na kolory, gra muzyka i śpiewa się rubaszne piosenki. Dla nich ta zabawa trwa, wszyscy cieszą się jak małe dzieci, perlistym śmiechem wysławiając imiona boskie, z myślą o ich zadowoleniu i przychylności. Reprezentacją bóstwa jest czerwony proszek będący symbolem świeżej krwi płynącej w żyłach, przynoszącej nowe życie i niepohamowane pragnienie miłości. Miłość cielesna przedstawiona jest również w formie czerwonych kwiatów z drzewa Aśoki. Wrzucone do ognia stanowią ofiarę w prośbie o błogosławieństwo, o namaszczenie wiernych miłością i obdarzenie energią niezbędną do życia. Z tą prośbą wychodzą wszyscy, wszyscy bez wyjątku, niezależnie od wieku, płci i statusu społecznego. W trakcie świętowania nie ma podziałów na lepiej czy gorzej urodzonych, bogatych czy biednych, zdrowych czy złożonych chorobą, wszyscy są sobie równi, rozmodleni w kolorowej batalii. To dzień pojednania, kiedy zanikają wszelkie konflikty. Idealny czas na modlitwę o pokój, moment przeprosin i wybaczenia.

Ze względu na swój radosny charakter Holi obchodzone jest nie tylko przez hindusów. Do zabawy dołączają wyznawcy innych religii obecnych na terenie subkontynentu. Również poza Indiami ludzie celebrują święto powitania wiosny. Holi jest hucznie obchodzone na terenie Nepalu, Sri Lanki, Bangladeszu, Mauritiusa,  Pakistanu,  Południowej Afryki i innych, jak i również w wielu zachodnich ośrodkach licznie zamieszkanych przez Indusów, jak Wielka Brytania czy Stany Zjednoczone. Od jakiegoś czasu również w Polsce. Holi służy szerzeniu szczęścia i miłości, a jak wiemy te nie znają granic.

Z genezą święta Holi oraz sposobem celebrowania wiąże się wiele legend i przypowieści o bogach. Rzec by można, iż w każdej części Indii rodzice opowiadają dzieciom inny skrawek indyjskiej mitologii. Bohaterem jednej z bardziej popularnych jest wywodzący się z bogatego panteonu hinduskiego –  bóg Kriszna. W ikonografii indyjskiej Kriszna często przedstawiany jest jako przystojny młodzieniec ze skórą zabarwioną na niebiesko, na pamiątkę zdarzenia, które miało miejsce w jego okresie niemowlęcym, kiedy został nakarmiony przez demona zatrutym mlekiem, w wyniku czego jego skóra posiniała na zawsze. Kriszna, już jako rosły mężczyzna wypasał krowy. W wykonywaniu codziennych obowiązków towarzyszyły mu liczne gopi, pastereczki, urzekające urodą i wdziękiem. Wybranką Kriszny była Radha. Kriszna – bóg miłości oraz piękna Radha w tradycji hinduskiej symbolizują parę idealnych kochanków. W okresie przesilenia wiosennego, kiedy hormony buzują w żyłach, nawet w tych boskich, Kriszna zabawia się z Radhą rzucając kwiaty oraz posypując się nawzajem kolorowymi proszkami. Rytuał ten kultywowany był przez nich od lat dziecięcych. Legenda głosi, iż maleńki Kriszna zazdrościł swojej towarzyszce zabaw jej niebywale jasnej karnacji. Zanosił się od płaczu użalając nad kolorem swojej skóry, a matka – Jaśoda, żeby ukoić ból syna poleciła mu pomalować twarz Radhy kolorami tęczy. Śmiechu było co niemiara. Rozpoczęła się wojna na kolory. W ślad za poczynaniami boskimi podążyli ludzie, którzy każdego roku organizują festiwal barw, by powitać nadchodzącą wiosnę i zademonstrować radość, jaką czerpią z życia.

W wielu punktach miasta czy wsi, już na czterdzieści dni przed obchodami Holi, wierni zaczynają mozolne układanie stosu z drewna i odpadków. Pracują wspólnie, by potem razem oddać się zabawie. W wigilię święta Holi wszędzie widać płonące ogniska, a w nich paloną kukłę. To Holika – demonica obdarzona przez bogów darem nieśmiertelności. Następnego dnia rano, ludzie smarują kończyny popiołem z ogniska, co zgodnie z  wierzeniami ma moc oczyszczającą. Według indyjskiej legendy Holika była siostrą srogiego króla, który oczekiwał od swoich poddanych bezwzględnego oddania i posłuszeństwa. Jego rodzony syn, gorliwy wyznawca boga Wisznu, sprzeciwił się królewskim rozkazom. W konsekwencji ojciec postanowił go zgładzić. Ze względu na to, iż chłopca strzegły boskie moce, nie można było znaleźć sposobu na uśmiercenie młodzieńca. Ostatecznie król rozkazał wejść w płonący stos swojej nieśmiertelnej siostrze – demonicy Holice, z chłopcem na rękach, by ta przytrzymała go w żrących płomieniach ognia. Z woli bogów syn królewski został ocalony, a Holikę strawiły płomienie. Pielęgnując pamięć o tym wydarzeniu wyznawcy hinduizmu rokrocznie konstruują kukły demonicy, by po chwili oddać je ogniu na pożarcie. Żegnają stare, by przyjąć nowe. Holika to personifikacja zła, śmierci, również zimy. Podobnie jak nasza Marzanna, która musi odejść utopiona w zburzonej wodzie, by zrobić miejsce wiośnie, by mógł nadejść czas odnowy i nowego życia.

Obrzucanie się kolorowymi proszkami można oczywiście przyrównać do polewania się wodą w Wielkanocny Poniedziałek. I jest to porównanie jak najbardziej zasadne. Jednemu i drugiemu zawsze towarzyszy radość, zabawa i niestety dość często również brak umiaru. Szczególnie, że w Indiach zamiast świątecznego jajka hindusi raczą się alkoholem oraz specyficznym napojem wytwarzanym z bhangu, na bazie konopi indyjskich, który podawany jest podczas rozlicznych festiwali religijnych, dla usunięcia napięć, oczyszczenia umysłu i ułatwienia kontemplacji imion boskich. Bhang lassi, mleczny koktajl z domieszką marihuany, w niedużych ilościach zwyczajnie rozdawany jest na ulicach, w zasadzie każdemu kto wyciągnie po niego rękę, małym dzieciom i starcom, kobietom w ciąży i mężczyznom w sile wieku. Nie dziwi więc fakt, iż świętujący hindusi są dość beztroscy i chodzą z lekko powiększonymi źrenicami.

Dawniej świąteczne proszki, pudry i pasty były całkowicie naturalne, pozyskiwane z leczniczych roślin lub skał. Wierzono, iż nacieranie skóry barwnymi miksturami ma drogocenne działanie upiększające i odmładzające. Dziś niestety niemalże całkowicie odstąpiono od tradycyjnych receptur i stosuje się głównie barwniki syntetyczne, często szkodliwe dla zdrowia, ale za to bardzo tanie, trwałe i efektowne, mamiące intensywnością kolorów. Zamiast ochry czy indygo, czarnego bzu, kory kruszyny czy korzenia łopianu stosuje się chemiczne składniki, takie jak siarczan miedzi czy rtęci, bromek glinu, związki ołowiu i wiele innych. Wszystkie toksyczne, często rakotwórcze, wywołujące reakcje alergiczne, podrażnienia skóry, astmę, zaburzenia widzenia. Rokrocznie w okresie przedświątecznym na ulicach indyjskich miast pojawiają się billboardy reklamujące przyjazne dla środowiska kolorowe proszki, które każdy może sam przygotować w domu, bądź kupić na bazarze po nieco wyższej cenie. Podawane są przepisy na kolory, organizowane spotkania, podczas których kolektywnie uciera się korzenie, zioła, liście na barwny proszek. Ponadto dużo mówi się w mediach o bezmyślnym zużywaniu drewna i wody podczas obchodów święta wiosny. Zachęca się ludzi do budowania jednego dużego stosu dla Holiki w centralnym punkcie miasta, zamiast wielu małych gdzie popadnie. Wykorzystać do tego należy stare szmaty, gałgany, odpadki, zamiast tak cennego surowca, jakim jest drewno. Mówi się również o nadmiernym polewaniu się wodą, której przecież tak bardzo brakuje w wielu punktach subkontynentu. Rząd Indii, w oparciu o liczne organizacje ochronny środowiska stara się promować ideę eco-friendly Holi. Niestety Indusi są wciąż dość oporni na te wezwania. I w tym względzie komercja siłuje się z tradycją.

Wieczorem, po całym dniu wyczerpującej walki następuje zawieszenie broni. Wszyscy, wymyci, pięknie ubrani, już w miarę spokojni, nadal radośni, ale spragnieni i głodni zaczynają obchód po rodzinie. Odwiedza się bliskich, rozdaje prezenty i słodycze. Jest pięknie przygotowany świąteczny posiłek, to czas wspólnego biesiadowania w gronie przyjaciół i rodziny. Czas na ostatnie życzenia Happy Holi.

Jeszcze długo po zakończeniu wiosennego festiwalu całe Indie chodzą lekko odrętwiałe i rzec by można niedomyte. Kolorowe proszki skutecznie barwią włosy i skórę. Dopiero po wielu mydlanych kąpielach udaje się całkowicie pozbyć barwnika. Wszędzie widać wielokolorowe plamy, na ubraniach, samochodach, murach, nawet na sierści bezpańskich zwierząt biegających samopas po ulicy. Psy, świnie, małpy czy święte krowy, które chcąc nie chcąc rokrocznie wciągnięte są w kolorową batalię, jeszcze przez wiele dni dumnie drepczą indyjskimi ulicami pomalowane na żółto i na niebiesko.

tekst: Iwona Szelezińska

zdjęcie: Steve McCurry; www.stevemccurry.com

 

Tekst znajduje się na portalu Centrum Studiów Polska – Azja (CSPA); www.polska-azja.pl

Iwona Szelezińska: Indyjskie święto Holi. Powitajmy wiosnę kolorem!