Lara to ja

Meczet w Duisi

 

Nigdy nie zapomnę wyrazu tych oczu. Żywe, obecne, zaciekawione, błyszczące jak gwiazdy. Chyba nikt by nie zgadł, że na ich dnie kryje się tyle bolesnych doświadczeń. I ten błądzący po twarzy łagodny uśmiech, taki dla nikogo specjalnie niezarezerwowany, skierowany zwyczajnie do świata.

To było jedno z moich ciekawszych spotkań, jakie miało miejsce w podróży. Doszło do niego, jak to często w przypadku ciekawych spotkań bywa, zupełnie spontanicznie i niespodziewanie.

Na Kaukazie zaczął się właśnie upalny czerwiec, a ja po zakończeniu tam kolejnej wycieczki miałam kilka dni wolnego przed ponownym wyruszeniem w trasę. Pierwotny plan spędzenia kilku dni w Azerbejdżanie pogrzebał  przykry wypadek w pracy – zostałam okradziona ze znacznej części gotówki. Zostaję więc w Gruzji. Po krótkim, bądź co bądź miłym, czasie w Tbilisi postanowiłam uciec gdzieś dalej za miasto. Ze znajomym umówiliśmy się na jednodniowy hike do Birtvisi, ale to miało być dopiero za dwa dni. Wsiadłam więc do marszrutki i ruszyłam do doliny Pankisi.

Przed dotarciem do celu Marcin podesłał mi namiary na agroturystykę twierdząc, że nie ma tam zbyt wielkiego wyboru bazy noclegowej. Miał rację. Za to miejsce, które mi polecił okazało się strzałem w dziesiątkę. Trafiłam do sielankowego, zadbanego domu, w którym w dodatku była ona.

Powiedziała, że mam szczęście, bo nie spodziewała się nikogo i właśnie miała jechać do miasta (Akhmeta, najbliższa i jedyna większa miejscowość). Pokazała mi pokój i zaproponowała kawę. Podała dla nas obu i zaczęła wypytywać, co mnie tutaj sprowadza. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że przyjechałam tu chwilę odpocząć. Ale tak w ogóle, że Pankisi zaciekawił mnie kiedyś kolega podróżnik opowiadając o szczególnej atmosferze, jaka panuje w dolinie. No i jeszcze ta książka Wojciecha Jagielskiego „Wszystkie wojny Lary”, która opisuje poruszającą historię kobiety pochodzącej z lokalnej społeczności Kistów.

– Lara to ja – mówi, a z moich oczu tryska potok łez.

Minęło już trochę czasu od lektury tej książki, ale emocje, jakie wywołała najwyraźniej wciąż drzemały w moim sercu. Jej bohaterka ucieka do Pankisi przed wojną w Czeczenii, ale mimo, że robi wszystko, żeby uchronić przed nią swoich najbliższych, niczym w tragedii greckiej nie może zapobiec smutnemu finałowi – obu synów traci na wojnie w Syrii. Wcześniej w Abchazji giną również jej dwaj bracia.

Ona też płacze. Ciekawe, który to już raz.

W nocy ledwie mogę zasnąć. Następnego dnia już dosyć swobodnie gawędzimy na rożne tematy. L. często wspomina swoich ukochanych „synków”, Grozny, fantazjuje o niespełnionej karierze aktorki. Zadziwiające, jak, pomimo tak wielu druzgocących przeżyć, dużo w niej życia. Sprawia wrażenie osoby, która ma jeszcze wiele planów, jeszcze sporo do zrobienia. I to nie tylko dlatego, że jej obecności i opieki potrzebuje leciwa matka i nastoletnia córka, a gdzieś w Europie na odwiedziny czekają wnuki, ale dlatego, że każdy kolejny dzień traktuje jak dar od losu. Trudno jej zrozumieć własnych synów, którzy woleli oddać życie w świętej wojnie. Przy kolacji przeplata rosyjski angielskimi zwrotami – właśnie rozpoczęła kurs językowy!

Powodzenia Leila, we wszystkim, co robisz i co zamierzasz! Wierzę, że wkrótce znowu się spotkamy.

tekst i zdjęcia: Beata Rowińska

 

* Szczegóły historii Lary znajdziecie w doskonałym reportażu Wojciecha Jagielskiego „Wszystkie wojny Lary”. To pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika Kaukazu i rzetelnej, również pełnej emocji literatury faktu.
Zapraszamy też na nasze kaukaskie wyjazdy, podczas których będziecie mogli intensywniej chłonąć atmosferę miejsc związanych z bohaterami książki

Wojciech Jagielski „Wszystkie wojny Lary”